Pokora – nasza największa potrzeba.
W obecnych czasach — czasach kultu sukcesu, rywalizacji, przebojowości, siły przebicia, asertywności i promowania własnej osoby — pokora wydaje się być niemodna i przestarzała.
Ale czym jest prawdziwa pokora?
Powszechnie uważa się, że człowiek pokorny to ktoś cichy, siedzący gdzieś w kącie, mający tylko jedno życzenie — żeby go nikt nie zaczepiał. Taki człowiek nie wychyla się, na wszystko się zgadza, wszystkim przytakuje, nie ma swojego zdania, ciągle powtarza, że niczego nie potrafi i do niczego się nie nadaje. Otoczenie postrzega go jako mięczaka i nieudacznika. Pokora postrzegana w ten właśnie sposób nie jest zbyt pociągająca i atrakcyjna. Jednak biblijna pokora, często nazywana uniżeniem, całkowicie różni się od tego obrazu.
Pokora jest bardzo ważna dla Boga. Można ją nazwać matką wszystkich cnót. Dlaczego uniżenie jest tak ważne? Przeciwieństwem pokory jest pycha. Pycha to pierwszy grzech, jaki się pojawił we wszechświecie, ten jeden grzech w połączeniu z buntem, doprowadził do wszystkich innych, dlatego Bóg tak bardzo nienawidzi pychy. Uniżenie działa odwrotnie. Kiedy się pojawia w sercu człowieka niweluje wszystkie inne grzechy. Uniżenie to podstawa w kontakcie z Bogiem. Nie możemy przyjść do Niego bez uniżenia. W Psalmie 37,11 czytamy, że tylko „pokorni odziedziczą ziemię”. Tylko ludzie pokorni będą zbawieni, gdyż Bóg nie pozwoli, aby grzech pychy powrócił do nieba. Od uniżenia zaczyna się nowe życie — nowy człowiek.
Pycha, czyli przeciwieństwo.
Zanim spróbujemy dowiedzieć się, czym jest prawdziwa pokora, zastanówmy się, czym jest pycha. „Pycha udowadnia swoje racje za wszelką cenę; niszczy innych kompetencją, a nawet prawdomównością; kiedy racja i prawda prowadzą do konfliktu, wywołują niechęć, nieprzejednanie i upór —jest to pycha. Brak kompromisu, nietolerancja, fanatyzm, zazdrość i zamknięcie — to pycha. Unikanie krytyki, pomówień i oskarżeń — pycha. Sucha litera prawa — pycha. Wywyższanie siebie pod pretekstem godności, altruizmu, działań charytatywnych, sprawowanego urzędu lub stopni naukowych — pycha. Ale, niedocenianie oraz poniżanie siebie lub innych to również pycha. Pycha bierze się z oceniania, wartościowania i porównywania. Jest egoizmem, skoncentrowaniem na sobie, fałszywą oceną własnej osoby. Każe nam samych siebie stawiać wyżej, bliźnich zaś niżej. Pycha wynika z błędnego osądu. Pycha nie pozwala pogodzić się z zajęciem drugiego miejsca. Człowiek pyszny rozdziela łaski, ale ich nie przyjmuje, dawanie bowiem przystoi komuś, kto stoi wyżej w hierarchii, branie zaś temu, kto jest niżej. Pyszny nie umie prosić, gdyż uznaje to za uwłaczające jego własnej godności. Nie umie dziękować, ponieważ nie widzi powodów do wdzięczności. Nie umie także przepraszać, gdyż w jego charakterze nie leży przyznanie się do błędu. Pyszałek wybucha gniewem, który uznaje za słuszny, poddaje się chciwości będącej odpowiedzią na wygórowane oczekiwania. Pycha objawia się w obżarstwie i rozwiązłości, będących brakiem umiaru i szacunku dla dóbr oraz innych ludzi. Przejawia się wreszcie w lenistwie, które zapewnia nas, że nie musimy się wysilać, bo nic nie umniejszy naszej wielkości. Pycha nie pozwala przyjąć rady, przyznać się do błędu i do niewiedzy. Człowiek pyszny ma zaburzone poczucie sprawiedliwości i miłości bliźniego. Zajmuje się głównie podziwem dla siebie; z biegiem czasu drażnią go dobre strony bliźnich, zaczyna ich lekceważyć i nimi pogardzać. Ludzie pyszni źle się czują z sobie równymi i stojącymi wyżej, dobrze z ludźmi niższej rangi, którymi „rządzą”, oczekując pochlebstw. Człowiek pyszny kłamie, żeby umniejszyć rolę innych. Pycha manifestuje się również w mowie pełnej samochwalstwa, arogancji, pogardy wobec bliźnich i hipokryzji, która oznacza skrywanie zła, udawanie dobroci”1.
Czyż nie brzmi to wszystko znajomo i swojsko?
Wszyscy, a nie część
„Gdy Salomon dokończył świątynię Pańską i pałac królewski, i gdy pomyślnie wykonał wszystko, co umyślił w swoim sercu, aby uczynić w świątyni Pańskiej i w swoim pałacu, ukazał się Pan Salomonowi w nocy i rzekł do niego: Wysłuchałem twojej modlitwy i wybrałem sobie miejsce to na dom ofiarny. Gdy zamknę niebiosa, tak iż nie będzie deszczu, albo gdy każę szarańczy, aby objadła ziemię, albo gdy ześlę zarazę na mój lud, i ukorzy się mój lud, który jest nazwany moim imieniem, i będą się modlić, i szukać mojego oblicza, i odwrócą się od swoich złych dróg, to Ja wysłucham z niebios, i odpuszczę ich grzechy i ich ziemię uzdrowię. I będą moje oczy otwarte, i moje uszy uważne na modlitwę w tym miejscu zanoszoną” (2 Krn 7,11-15). Ten fragment opisuje spotkanie króla Salomona z Bogiem po ukończeniu budowy Świątyni. Bóg wyraźnie daje wskazówki Salomonowi dotyczące odnowienia narodu w sytuacji odstępstwa. Warunki, które stawia Bóg, dotyczą całego ludu —od jego postawy zależy powodzenie wszystkich Izraelitów. Jakże to wymowne dla współczesnego Izraela! Ukorzenie się całego Kościoła Bożego, a nie części członków lub jednego wyznawcy, decyduje o powodzeniu wszystkich. Warunki odnowy człowieka i Kościoła, które stawia Bóg, to: ukorzenie, modlitwa, szukanie Bożego oblicza i odwrócenie się od grzesznych dróg, a kolejność jest tu nieprzypadkowa. Pokora jest na pierwszym miejscu! Dlaczego? Ponieważ pozostałe elementy wymagają łaski od Boga, która jest dostępna tyko dla ludzi pokornych. Każda przemiana serca zaczyna się od ukorzenia przed Bogiem.
Ucisk aktem miłosierdzia
W jaki sposób można się ukorzyć przed Bogiem? Są ludzie, którzy nie chcą się w ogóle ukorzyć przed Bogiem i już. Są ludzie, którym wystarcza Boże słowo, którzy ukorzą się sami w reakcji na Bożą zachętę. Tacy ludzie faktycznie oszczędzają sobie wielu niepotrzebnych problemów i zmartwień. Ale są jeszcze ludzie, którzy potrzebują dodatkowego bodźca, tzn. ucisku, aby się uniżyć. Doskonałym tego przykładem może być historia jednego z najgorszych królów w dziejach Izraela — Manassesa. Przez 55 lat jego panowania Izrael doświadczył ogromnego bezprawia i bałwochwalstwa, nawet swoich synów oddawał na spalenie w ofierze obcym bogom, oddawał się wróżbiarstwu, czarom, ustanowił wywoływaczy duchów i czytamy, że „czynił wiele złego w oczach Pana, drażniąc Go” (2 Krn 33,6-7). Jednak Dalej czytamy: „Pan przemawiał do Manassesa i do jego ludu, lecz oni na to nie zważali. Wówczas Pan sprowadził na nich dowódców wojska króla asyryjskiego i ci pochwycili Manassesa hakami, skuli dwoma spiżowymi łańcuchami i uprowadzili do Babilonu. A gdy znalazł się w ucisku, błagał Pana, swojego Boga, ukorzył się bardzo przed obliczem Boga swoich ojców” (2 Krn 33,10-12). Zauważmy, że zanim nastąpił ucisk, Bóg przemawiał zarówno do Manassesa, a więc przywódcy, ale również przemawiał do zwykłego ludu, tyle że nie było w nich woli, aby usłyszeć Jego głos. Doskonale znali wolę Bożą, ale nie byli posłuszni. Ucisk, który się pojawił, okazał się aktem Bożego miłosierdzia. Był Bożą szansą na trwałą zmianę w życiu. „(…) i modlił się do Niego, a On dał się uprosić i wysłuchał jego błagania, i pozwolił mu powrócić do Jeruzalemu do swego królestwa. Wtedy Manasses poznał, że Pan jest Bogiem” (2 Krn 33,13).
To niesamowite, że można uprosić samego Boga! Kluczem nie jest samo proszenie, ale uniżone serce człowieka, które usuwa wszystkie przeszkody na drodze do serca Bożego. Tylko wtedy Bóg mógł zacząć działać, pozwolił Manassesowi na naprawienie duchowych szkód i przeprowadzenie reform. A więc nie tylko mu przebaczył, ale pozwolił królowi, aby ten nadal Mu służył. Zastanawiam się, czy my jako Kościół w takim przypadku pozwolilibyśmy takiemu człowiekowi, aby nadal służył Bogu i nawoływał ludzi do nawrócenia… Chyba mielibyśmy problem nawet z uwierzeniem w to, że Bóg mu naprawdę przebaczył! Religia posadziłaby takiego człowieka do końca życia w ławce i nie pozwoliłaby mu usługiwać świętej resztce, która brzydzi się grzechem — niestety nie swoim, lecz cudzym. Na tym polega różnica między człowiekiem a Bogiem. Bóg na pewno chce oszczędzić człowiekowi ucisku, a ucisk wybiera jako ostateczność. Ale kiedy usztywniamy swój kark, Bóg zrobi wszystko, aby ten kark nam złamać. Jako Kościół Boży możemy się wiele nauczyć z historii starożytnego Izraela. Jezus powiedział: „Każdy, kto by upadł na ten kamień, roztrzaska się, a na kogo by on upadł, zmiażdży go” (Łk 20,18). Wybór należy do nas — możemy ukorzyć się sami, upadając na kamień, którym jest Jezus Chrystus, albo ten kamień upadnie na nas i nas zmiażdży.
Wzór pokory.
Doskonałym wzorem pokory jest Jezus Chrystus. W Liście do Filipian czytamy: „Takiego bądźcie względem siebie usposobienia, jakie było w Chrystusie Jezusie, który chociaż był w postaci Bożej, nie upierał się zachłannie przy tym, aby być równym Bogu, lecz wyparł się samego siebie, przyjął postać sługi i stał się podobny ludziom; a okazawszy się z postawy człowiekiem, uniżył samego siebie i był posłuszny aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej” (Flp 2,6-8). Tutaj dochodzimy do sedna tego, czym jest uniżenie i do czego prowadzi. Prawdziwa pokora potrafi polegać na Bogu i uznaje swoją niewystarczalność. Pokora to uznanie własnej małości w zestawieniu z wielkością Boga. Człowiek pokorny nie potrzebuje pochlebstw, nie wstydzi się swojego pochodzenia, pozycji społecznej ani zawodu. Człowiek pokorny nie jest przewrażliwiony, nie jest ciągle nastawiony defensywie, potrafi ustąpić. Prawdziwa pokora jest wierna Bożej woli, w każdej sytuacji, bez względu na poniesione koszty. Do czego prowadzi pokora? Do śmierci. Do śmierci własnego ja, planów, ambicji i pragnień. Droga przez uniżenie to droga śmierci. Kiedy decydujemy się nie mówić o innych źle, nawet wtedy gdy to prawda — umieramy. Kiedy nie dajemy się obrazić — umieramy. Kiedy rezygnujemy ze swoich racji — umieramy. Kiedy chlubimy się ze swoich słabości — umieramy. Kiedy Bóg oczyszcza nasze motywacje — umieramy. Kiedy milczymy, gdy inni nas niesłusznie atakują — umieramy. Kiedy przyjmujemy pouczenie, zwłaszcza od kogoś młodszego lub „niżej w jakiejkolwiek hierarchii” — umieramy. Kiedy inni bezpodstawnie o nas źle myślą, a zwłaszcza ze względu na to, że jesteśmy wierni Bogu, a my mamy się tym nie przejmować — umieramy. Kiedy nie wstydzimy się Jezusa Chrystusa, podczas gdy inni się z tego śmieją —umieramy. Umieramy po to, aby żyć pełniej, w obfitości, już nie dla siebie samych, ale dla chwały Boga i innych. Owoce pokory to miłość, radość, a także pokój w Bogu. Ale umieranie własnego ego to nie jest jednorazowe doświadczenie. Jezus woła: „Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na siebie codziennie, i naśladuje mnie” (Łk 9,23). Zwiastowanie krzyża to nic innego jak zwiastowanie śmierci. Nie tylko śmierci Jezusa, ale naszej własnej. Jeśli nie umieramy, to tak naprawdę wegetujemy, a nie żyjemy. Niesienie krzyża codziennie to codzienne uniżanie się, codzienne umieranie własnego ja w różnych sytuacjach życiowych, w których się znajdziemy.
Nie tylko ja muszę umrzeć jako jednostka, ale umrzeć musi cały Kościół. A do śmierci prowadzi uniżenie. Tak bardzo boimy się stracić swoje dobre imię, że zbyt często idziemy na kompromis ze światem w kwestiach moralnych i duchowych. Jeżeli nie jesteśmy pokorni, jesteśmy pyszni, a wtedy ojcem naszym jest diabeł. Kto straci swoją dumę, swoje światowe życie, które chce się podobać ludziom, a nie Bogu, starci je dla Jezusa, ten je zyska.
Jeżeli ktoś ma jeszcze wątpliwości, czym jest pokora, to niech zajrzy do definicji miłości apostoła Pawła zapisanej w 13. rozdziale Listu do Koryntian, która mogłaby równie dobrze być definicją pokory: „(…) nie zazdrości, nie jest chełpliwa, nie nadyma się, nie postępuje nieprzystojnie, nie szuka swego, nie unosi się, nie myśli nic złego”…
Gdyby nie doświadczenie Bożego sprzeciwu, starożytny Izrael, Manasses i inni nie doświadczyliby potem Bożej przychylności i błogosławieństwa. Spróbujmy tylko indywidualnie oraz jako Kościół żyć w sposób motywowany chrześcijańską miłością i pokorą, stosować w praktyce to, co wiemy, a na pewno narazimy się na cierpienie i naganę ze strony świata.
Jeżeli obecnie nie doświadczamy ani Bożej przychylności, ani Bożego sprzeciwu, oznacza to, że jesteśmy… letni. Oznacza to niezdecydowanie — jedną nogą idziemy za Baalem, czyli światem, a drugą nogą kuśtykamy za Bogiem. Ale przecież nie można dwom Panom służyć! Letnia woda jest nijaka — latem nie daje ukojenia, zimą nie ogrzewa, jest mdła, niesmaczna, nie nadaje się do niczego i można ją tylko wypluć. Obietnica dla ludzi letnich jest bardzo surowa (Ap 3,15- 16). Bóg woli nawet, żebyśmy byli zimni niż letni, bo wtedy może zaistnieć szansa, że Odczujemy chłód Bożego sprzeciwu i zapragniemy Jego łaski. A kiedy zacznie nam na Nim zależeć, to uniżymy się bez względu na koszt. Wtedy doświadczymy Jego łaski, wtedy będzie nas mógł używać jako swoich naczyń, wtedy zwrócimy uwagę świata na Pana Kościoła, a nie na Kościół Pana, wtedy przyniesiemy Mu chwałę i uwielbienie, wtedy zaniesiemy ewangelię wieczną po całej ziemi i wtedy… Jezus Chrystus przyjdzie!
Adrianna Nowak
Głos Adwentu 9-10/2013
1 http://pierzchalski.ecclesia.org.pl.
[W artykule wykorzystano książkę Pokorni odziedziczą ziemię B. Olechnowicza oraz http://pierzchalski.ecclesia.org.pl].